Szczęki, które były motorem, może bardziej symbolem rozwoju handlu i polskiego biznesu, zarówno 10 jak i 20 lat temu spędzały sen z powiek estetów i były obiektem wielu dziennikarskich złośliwości. A jednak, gdy przyjrzeć się dokładnie temu zjawisku, było to dobre przedszkole biznesu. Spuśćmy zasłonę milczenia na towarzyszący temu przemyt i zaniżanie podatków. Bo to nie “dentyści” dorobili sie na tym przemycie. [...] A zaczęło się od szczęk.
2001
Czy ludzie, którym odcinają prąd za nieopłacone rachunki, będą czytali ten tekst? Zapewne nie. Nie mają na prąd to i nie mają na gazetę. I nie w głowie im jakieś refleksje i analiza sytuacji. żyją w strachu. I strach może okazać się bardzo złym doradcą. Stojąc przed urzędnikiem socjalnym lub przedstawicielem urzędu pracy czy pomocy społecznej warto pomyśleć o – SZCZĂŠKACH 2. O tym, że w kolejnym tygodniu mogą odciąć prąd za niezapłacone rachunki.Ktoś musi być mądrzejszy od tych – na szczęście jeszcze nie zdesperowanych do końca - ludzi. Mądrzejszy w tej chwili, teraz, mądrzejszy w sytuacji bez wyjścia. Jako sytuację nieodwracalną traktują swoją sytuację ludzie z dawnych pgeerów. Ale z każdej sytuacji można znaleźć wyjście. Można czekać na spadek, a można rozejrzeć się wokół. Czy aby nie warto się schylić po pieniądze leżące na ulicy niemalże. Ludzie, którzy zrobili interesy swego życia, znaleźli te pieniądze. Niektórzy mieli znakomity pomysł, a inni powielali to co robili ich sąsiedzi. Na przykład kupowali kolejne “szczęki”. Po co ludziom, którzy mają pieniądze na regularne opłacanie rachunków, być może posiadającym własne firmy, wiedza na temat bezrobotnych. Podam jeden jedyny powód dla którego np przedsiębiorcy powinni zainteresować się sytuacją bezrobotnych. Bo płacą podatki. Im więcej będzie bezrobotnych, tym więcej będzie trzeba pieniędzy. A mniejsza kwota wynagrodzeń, to mniejszy popyt. I dlatego zarówno doświadczenie, energia polskich przedsiębiorców jest akurat teraz szczególnie potrzebne. A zatem, nie brygady Mariotta, a znajomość lokalnych warunków, bardzo lokalnych czyli gminnych, jest tu potrzebna. Wiedza fachowa – oczywiście, to podstawa. Ważniejsze jednak jest umiejętność dostrzegania właśnie pieniędzy leżących na ulicy. Czy zatem pomysły szkoleniowe, kursowe odpowiadają potrzebie chwili? Czy przekonują ludzi do tego, że są u siebie, we własnym kraju i że mogą z możliwości, z bogactwa tego kraju skorzystać?
Tego poczucia, tego przekonania – wreszcie poszukiwania, ryzykowania - nie ma w naszym życiu codziennym. Zapomogi socjalne są traktowane jako pieniądze państwowe czyli niczyje. I państwowych pieniędzy - oczywiście nie wstyd brać. A są to przecież pieniądze sąsiadów. Znajomych. Ojca – rencisty. Wszystkich, którzy płacą podatki. Obawiam się, że im bardziej te pieniądze będą państwowe, tym większe będzie bezrobocie i poczucie krzywdy. Niestety. Ludzie są, my jesteśmy resztkami po systemie może nie tyle nad opiekuńczym ile zdecydowanie niesprawiedliwym. Niesprawiedliwość w działaniu ubiegłego systemu polegała na tym, że z całą pewnością nie dzielił dóbr i przywilejów “wg pracy”. Co czeka bezrobotnych? Zasiłek czy pomoc rzeczywista, nie budząca zażenowaniai frustracji. Propozycje interesów, którym poświęcona jest działalność inkubatorów, centrów rozwoju i promocji, oferty konferencji i konsultingu, zawierają w sobie zbyt często sen o krzemowej dolinie. że oto powstanie w Ołtarzewie lub Dziwnowie Krzemowa Dolina i temu koniecznie trzeba poświęcić społeczne pieniądze. I dolinia, właśnie Krzemowa jest najlepszą receptą, na sukces ekonomiczny młodego komputerzysty lub biznesmena. Albo kurs sekretarki. Albo kurs komputerowy dla bezrobotnych. O rzemiośle – stolarzach, krawcach, rękawicznikach nie ma co mówić i marzyć. A przecież nauczyciele zawodu z pewnością by się znaleźli.
Co będzie się liczyło na europejskim rynku? Ile i jakich zawodów trzeba się będzie w przyszłości nauczyć? Nie mówmy o komputerach. Aby pisać programy czy brać udział w projektowaniu systemów trzeba wyjątkowego talentu i wielu lat pracy i studiów. Trzeba być samodzielnym geniuszem lub związać się z dobrą, stabilną firmą. W naszej sytuacji najważniejsze jest – chcieć pracować. I szukać. Próbować. Nikt tego nie mówi ludzim bez pracy. Nie pytamy – co zrobiłeś, gdzie szukałeś, dlaczego nie szukałeś. Mówimy za to: potrzebny jest program dla absolwentów. Program programem ale zadajmy najpierw pytanie podstawowe: gdzie szukałeś, do kogo się zwracałeś – wreszcie – czego szukałeś. I co odrzuciłeś, bo nie dla ciebie, bo masz inne wykształcenie, bo więcej wyjdziesz na fuchach, bo jeszcze zaczekasz, bo się wstydzisz. Może masz talent ale nie w tej dziedzinie, w której szukasz.Jest przeważnie tak, że to programy szukają bezrobotnych, a nie bezrobotni programów. Społeczeństwo chce uszczęśliwiać na siłę. Brygady Mariotta czy Radissona, może Sobieskiego nic nie dadzą ludziom, którzy nie bedą walczyć o swoje. Szkoły tego nie uczą a powinny. Choćby prowadzenia sklepiku uczniowskiego. Tak było kiedyś. I było rzeczą normalną, że Komitety Rodzicielskie zarabiały na szkolnych balach i festynach. I rzecz nie w tym, że firma gastronomiczna przygotuje lepiej, nie ma kłopotów i tak dalej. W ten sposób stajemy się tylko konsumentami, zleceniodawcami a nie gospodarzami. Nie kupimy rozwiązania problemu bezrobocia, dekoniunktury, rozwoju w żadenj firmie konsultingowej. Nie ma takiej oferty. Ale gdyby nawet była w odniesieniu do naszej gospodarki czy społeczeństwa, firma postawi warunki, które należy spełnić aby program naprawczy zrealizować skutecznie.
Jak często mówi się o pracy, a jak często o etatach; a może na początek pytanie fundamentalne: komu mogę sprzedać moją pracę, kto ją zechce kupić. Zapominamy o kliencie, osobie, która kupuje naszą pracę. Tak jak my kupujemy jedząc hotdoga lub strzygąc się u fryzjera. Osoba, która kupuje naszą pracę ma pieniądze. Kto i na co zechce wydać swoje pieniądze.Rzeczy, zjawiska, które są oczywiste, namacalne w dosłownym tego znaczeniu, nie są brane pod uwagę. Pod uwagę nie bierze się faktu, że np w zachodniopomorskiem jest 1575 jezior o powierzchni powyżej 1 ha, a gdy do tego dodać pozostałe mniejsze jeziora oraz rzeki i inne zbiorniki wodne, okaże się że 6% powierzchni zachodniopomorskiego stanowi woda. Zdecydowanie niedostrzegana jako potencjalna dźwignia rozwoju tego regionu. Pieniądze leżą też w wodzie. Czy mam na to pomysł? Owszem, mam taką drobną propozycję. Czy jezioro o powierzchni jednego hektara jest w stanie wyżywić, dać pracę jednej choćby rodzinie? Odrzućmy kłusownictwo, bo to i niemoralne i nieekonomiczne. Proszę skojarzyć takie oto fakty: 1575 jezior – bliskość Bałtyku – przekonanie turystów, że nad morzem powinny być smaczne ryby - tranzyt kilkunastu milionów ludzi (transport i turystyka) rocznie – bezrobocie wsi popegeerowskich – przychylność mediów dla “zdrowych” ryb - na trasie od Szczecina do Koszalina znaleźć można dwa wyspecjalizowane punkty gastronomiczne oferujące ryby.A czym różni się mazowieckie od zachodniopomorskiego ? Tym, że na trasie od Warszawy do Ostrowi Mazowieckiej znaleźć można chyba z 10 punktów ze świeżą i smażoną rybą. Szkoda, że tylko ze smażoną ale dobre i to.Fakty mówią same za siebie. Oto jest nisza rynkowa, wyspecjalizowana kuchnia rybna, może to być kuchnia regionalna; surowiec nie wymaga skomplikowanej obróbki i tym samym skomlikowanych urządzeń.
I na tym założeniu powstała Akademia Rybna – cykl szkoleń realizowanych w Choszcznie, świdwinie, Gliśnie i Stargardzie, przeznaczony dla ludzi zainteresowanych uruchomieniem takich właśnie punktów. Zainteresowani otrzymali podstwową wiedzę z dziedziny przyrządzania potraw z ryb, minimum sanitarne, informację jak zakładać swoją firmę, podstwowe informacje n/t fiskusa; przewidziano również spotkania z dysponentami środków pomocowych i funduszy gwarancyjnych.Podczas rozmów – powidzmy ośmielających – mających na celu przekonanie kursantów co sensowności otwierania firm działającej w tej właśnie niszy rynkowej – okazało się m.in. Najogólniej rzecz ujmując, że ludzie wstydzą się zaczynać z taką prostą działalnością, a z drugiej strony nie chcą wskakiwać do zbyt gębokiej wody. Wstyd przed klientem jest większy niż wstyd wynikający z chodzenia do urzędu pracy po zasiłek. Do pomyślenia jest wzięcie kredytu na – jak by na to nie patrzeć bezproduktywny - telewizor a nie do pomyślenie wzięcie kredytu na kuchenkę gazową i porządną lodówkę, które są niezbędne do prowadzenie działalności gastronomicznej. Ludzie obawiają się również .... mafii, ściąganych haraczy, zniszczonego majątku. Aby podjąć zagraniczne delegacje, burmistrzowie i wójtowie szukają restauracji i hoteli, a nie przyjmują gości swoją własną wychodowaną lub złapaną w gminnych wodach. Gminne marzenia o dobrobycie to montownia TOYOTY lub co namniej Subaru.życzę gminom i jednej i drugiej montowni. Ale dzisiaj zacznijmy rozglądać się dookoła, szukajmy pomysłu i pomocy u siebie. Dlaczego właśnie tak? Po pierwsze, bo nie mamy innego wyjścia, a po drugie dlatego, że w ten sposób, nauczymy ludzi dbać o siebie, samodzielnie zarabiać i nie liczyć na pieniądze państwowe czyli pieniądze innych ludzi. Ikubatory, społeczny konsulting, konferencje i centra promocji to na pierwszy rzut oka pomylenie nazw. Służą inkubacji, zajmują się embrionem, czymś bezproduktywnym. Owszem w przyszłości będzie to lis, wilk albo zwykła kura, ale narazie, czerpiąc pozywienie z organizmu matki lub innych źródeł, czeka na zakończenie procesu inkubacji. Nie twierdzę, że te centra nie pomagają, z pewnością, w jakimś sensie tak. Dzieje się również tak, że wiele firm, już dobrych kilka lat dalej się inkubuje w tych pomieszczeniach przeznaczonych dla debiutantów.
Co jest potrzebne debiutantom? Nie inkubacja ale trening. I to nie trening wirtualny, a rzeczywisty. Przełamanie strachu przed własnym biznesem, przed kredytem, przed załatwianiem formalności, koniecznością nauki jest możliwe dzięki doświadczeniu. Niektórzy ludzi do tej pory handlują na rozkładanych łóżkach i szczękach, a inni mają sklepy w centrum miasta. Zdobyli wykształcenie kupieckie i wiedzą jak ocenić ryzyko. Zarobili na handlu, to jest najprostsze i zajęli się produkcją, nieruchomościami czy usługami. Potrzebne są centra treningu. Najpierw casting do tych biznesowych ról, selekcja. Kolejny krok – to konkretna szansa. Dostajesz maszynę. Na jeden rok, musisz sam dać sobie radę. Musisz zarobić na dzierżawę tej maszyny. Zarobiłeś - po roku możęsz odkupić. Masz prawo do dzierżawienia lub zakupienia na raty jeszcze jednej takiej maszyny.Akademia Rybna uświadomiła jej uczestnikom, poprzez trennig właśnie, że obróbki ryb można się nauczyć, że nowe potrawy są dla ludzi i mogą być dobrym produktem na rynku. Ryby w Polsce to niewielka nisza rynkowa. Nagle dostrzeżono, że rzeczywiście, nad jeziorami nie sprzedaje się samżonych czy też wędzonych ryb. Nie szukamy obo siebie. Na święcie węgorza w jednej z miejscowości nie było potraw z tej ryby. Są w różnych – gminnych, miejskich, wojewódzkich i ministerialnych umysłach – fantazje, stereotypy, przyzwyczajenia wykreowane w zaciszu gabinetów i w mediach. Sa prezentacje gospodarcze, na których nie ma firm. I wystawców i zwiedzających. Wizje telewizyjne, wirtualne czyli medialne wyłącznie sukcesy konferencji i konsultingów. To jest najprotsze: patronat i obecnośc ministra, wykład byłego ministra, elita naukowa i po sprawie.A nad jeziorami ryb zjeść nie można. Ludzie nie mają pracy, bo te mnotownie samochodów nie ruszają. A praca jest tuż obok. Czy kiedy kolwiek ludzie żebrzący na ulicy spytali się – czy nie ma Pani jakiejś drobnej pracy, żebym mógł zarobić? Do drzwi pukają rolnicy i ogrodnicy – ci wreszcie zrozumieli, że ich produkty nie kupują ostatecznie hurtownie tylko ludzie – oferując ziemniaki, marchew, buraki i cebulę.Czy do waszych drzwi zapukał ktoś w poszukiwaniu pracy? Nie. Sprawdziłem to u wielu osób.Jesteśmy jak mi się zdaje taką ludową szlachtą. Pełną ambicji, pretensji, przekonania o głupocie władzy i poczuciu, że Państwo ma obowiązek świadczyć dla każdego i mimo wszystko.
Państwo to ja. Ja nie chcę i mimo wszystko świadczyć dla każdego, kto tylko wytworzy w swoim umyśle takie przekonanie. Nie tym ludziom, którzy nie chcą pracować. Nie tym ludzim, którzy z czystego lenistwa, a nie z powodu ambicji, dumy lub godności, nie chcą podejmować się prostych, może niezbyt dobrze płatnej pracy. Niech te socjalne pieniądze pójdą na drogi lub młodzieżowe kluby sportowe. Ale to wszystko wina mydła, ręczników, herbaty i cukru największego dobrodziejstwa ludowego państwa; co miesiąc oczekiwano na te produkty, na coś za darmo, coś co się należy nieuchronnie tkwi w nas do tej pory i jest praktycznie nieusuwalne. Nasz problem, to problem naszej mentalności. Można rozdać i milion misek zupy dziennie i nie poprawi się sytuacji najuboższych. O ile ugruntuje się w nich przekonanie, że zupa to co prawda skromna, ale zawsze się należy. I okazało się, że z takim mocnym, ugrunowanym przez wszystkie rządy od 1945 roku po dzień dzisiejszy, przeświadczeniem, bezdomni w Szczecinie zaprotestowali przeciwko jedzeniu posiłków na terenie schroniska. Bo w barach, w których realizowali bony żywnościowe mieli większy wybór. Czytaj – handlowali bonami a pieniądze przeznaczali na wódkę. I czuć było w głosie dziennikarki, że tak trochę jest po stronie tych bezdomnych. I nie czuła, że jej pieniądze, które odprowadza - na rzecz tych bezdomnych - w formie podatków, ktoś jej podkrada.Znajomy dyrektor miał kiedyś w załodze sprzątaczkę, która powiedziała, że nie będzie sprzątać bo jest brudno. I być może nasza spolegliwa opinia społeczna przyznała by jej rację. Bo ciężka jest praca sprzątaczki. Nasza mentalność, mentalność skrzwydzonego jest skłonna wiecznie wybaczać i usprawiedliwiać. Stein zwykł mawiać, że chcieli bardzo dobrze ale im nie wyszło. Brak nam anglosaskiej twardości. I nie nabędziemy tak prędko. Ale zacznijmy “hartować” przyszłych biznesmenów. Niech wcześnie zaczynają. Zacząć można od szczęk. Od rzeczy prostych. Mówią doświadczeni ludzie: będziesz umiał zarządzać pieniędzmi małymi – nauczysz się małymi.
W brzuchu każdej ryby jest przynajmniej 5 złotych. Ale jeżeli ta ryba pływa, to nie ma mowy o tym, że pięciozłotówka się zmaterializuje i trafi do Waszej kieszeni. Tak mówiłem do uczestników Akademii Rybnej. Dzieło stworzenia pięciozłotówki i wyciągnięcie jej z rybiego brzucha jest zajęciem możliwym do przeprowadzenia i wielu ludzi na świecie to robi z powodzeniem – dodajmy. Trzeba tę rybę złapać albo kupić, sprawić, obrobić termicznie i sprzedać. Ten ostatni element jest ważny. Bez sprzedania ryby nie wyciągniemy pięciozłotówki (nomen omen 30 lat temu – rybakiem). W związku ze sprzedawaniem rybnych smakowitości należy potencjalnych kupujących powiadomić o miejscu sprzedaży, konkretnych potrawach i cenie. Często o tym wszystkim się zapomina. Liczymy na sukcesy, chcemy aby ktoś nas zauważył, a nikomu o sobie nie mówimy.Propozycja uruchamiania Małych Budek z Rybami Pachnącymi żywicą nie jest ani powrotem do natury, co wiąże się dziwacznym i przesadnycm naturalizmem, ani też nie jest to próba walki z industrialnym, europejskim światem, naszą prostotą, rybim wdziękiem i elegancją. To jedna z możliwością i chyba jednak – koniecznością. Inwestycja na poziomie 10 – 20 tysięcy złotych może zwrócić się już po roku. Wymaga to jednak – tak jak każde przedsięwzięcie – pracy, umiejętności, samozaparcia i odrobiny talentu i wyobraźni.Nie wszyscy są geniuszami, nie wszyscy zostaną partnerami w kancelariach adwokackich i menedżerami. I nic się złego nie stanie. Ale przestańmy wreszcie płakać nad sobą. Przyszły geniusz też może zacząć od Małej Budki z Rybami Pachnącej żywicą.Trening we wczesnej młodości to, rzecz najważniejsza. Ale co z tego, jeżeli szkołom czyli nauczycielom nie chce się organizować i dzieci i rodziców do wspólnej pracy. A i do zabawy również. W szkołach są kuchnie, a na szkolne święta zapraszane są budki z hotdogami. Czy można inaczej – pewnie, że można. Dlaczego proste prace remontowe i porządkowe wykonują specjalistyczne firmy. Nie jesteśmy dobrymi gospodarzami naszego majątku. Nikt w 1989 roku nie powiedział, że musimy pracować, tylko - będzie lepiej. Jaka ma być przyczyna tego - “lepiej” nikt nie powiedział.Czy my aby nie wstydzimy się pracy? Praca społeczna kojarzy się żle. Czyny społeczne, to przeważnie zmarnowana ludzka praca. Ale było i tak, że w autentycznym czynie społecznym budowano stadiony, amfiteatry i domy kultury. Nie wspominając o drogach i wodociągach. Często czyny społeczne były jedynym lekarstwem na uwiąd władz samorządowych i państwowych. Boczną drogą, ucieczką przed biurokracją. Powiedzmy, że do szkoły chodzi 500 uczniów, rodzice każdego z nich przepracowaliby 10 godzin rocznie, wartość tej pracy powidzmy 10 zł brutto czyli w sumie można zaoszczędzić 50 000 zł rocznie. A za te pieniądze może działać kilka kół zainteresowań lub powstać pracownia komputerowa. A dzieci stoją po bramach. A szkoły, za nasze pieniądze są ogrzewane przez 24 godziny na dobę. Ryby i dzieci – pozornie bez związku, a jednak.
Ludzie nie wiedzą, że tak właśnie, po prostu można zacząć. Bo szkoła, bo dom, bo Kościół, bo państwo tylko daje, ale nie żąda. Powoli, powoli ci co pracują więcej niż umowa o pracę przewiduje, są traktowani normalnie. Szanowane jest to, że dbają o firmę, która daje zatrudnienie. Media pokazują wielkie biznesy, a zapominają jak się zaczyna. Nie każdy ma od ojca 1 mln dolarów na początek. I nie każdy, nawet mając ten milion, zrobiły z niego właściwy użytek. Wizja eleganckich pawilonów, przdrożnych zajazdów i karczm odstrasza od postawienia pierwszego kroku.