W rozmowach publicznych o Szczecinie biorą udział ludzie, od których w większości wypadków tak naprawdę nic nie zależy lub zależy niewiele. Biznesowi takie „wypowiadanie się” nie jest do niczego potrzebne. I się biznes nie wypowiada. Mały się nie wypowiada, a dużego nie ma.
W rozmowach publicznych o Szczecinie biorą udział ludzie, od których w większości wypadków tak naprawdę nic nie zależy lub zależy niewiele. Biznesowi takie „wypowiadanie się” nie jest do niczego potrzebne. I się biznes nie wypowiada. Mały się nie wypowiada, a dużego nie ma. Kiedy ludzie zaczynają wieszać psy na Szczecinie, to przywołują dyżurny przykład Poznania. Mówią o biznesie, co jest widoczny tam w Wielkopolsce na każdym niemal miejscu. Ale Poznań to po pierwsze, kilkadziesiąt lat regularnych kontaktów międzynarodowych, kilkaset tysięcy biznesmenów, którzy odwiedzali to miasto i niezliczona ilość bezpośrednich kontaktów prywatnych (targi), a po drugie, a może nawet właśnie po pierwsze – 200 lat bezwzględnej, kapitalistycznej walki o swoje żywiołu polskiego z żywiołem niemieckim (sytuacja rozbiorowa). I nie ma znaczenia kto rządzi w Poznaniu. Ważny jest ten wielkopolski korzeń, na którym buduje się potęga miasta i regionu oraz powodzenie mieszkańców. Ludzie, liderzy, grunderzy decydują o przyszłości miasta. Z całą pewnością nie elity. Elity to pochodna, skutek biznesu, przedsiębiorczości indywidualnej, czasem państwowej a nie przyczyna. To nie elity utrzymują miasto. Miasto musi utrzymywać elity. Guwernantki pojawiają się w domu jak Państwo mają pieniądze. A wracając na chwilę do Poznania, to „Cegielski” też padł. Szkoda tego Nazwiska.?Wieszanie psów na Szczecinie to zazwyczaj wieszanie psów na prezydencie, na urzędnikach oraz radnych. Słowem – na samorządzie. Nikt się nie wychyla i nie wiesza psów na biznesie i na szczecińskich szczątkowych, elitach. A przecież psów ci u nas dostatek. To jak to jest...zastanówmy się ... z jednej strony miastem rządzą idioci i złodzieje, których wybiera starannie i demokratycznie ponad 300 000 porządnych obywateli, a z drugiej od nich właśnie, od tej nieudolnej reprezentacji owych 300 000 inteligentnych i kryształowo czystych, oczekuje się zbawiennych i epokowych decyzji zgodnych ze „Strategią Rozwoju Miasta”. Wyniki wyborcze, nawet skażone partyjnymi wewnętrznymi kluczami, są w miarę reprezentatywne. Tego chcą ludzie. Takich właśnie reprezentantów. Ciekawy jestem ile osób, które wypowiadają się negatywnie o szczecińskim samorządzie wzięło udział w wyborach, nie mówiąc o kampaniach wyborczych. To żadna połajanka, to ciekawość ornitologa.W korytarzach, kuluarach ludzie mówią, że jednak szczeciński biznes chce mieć wpływ na kształt przyszłej rady miasta i prezydenta. I jednak wspiera te lub inne komitety wyborcze – licząc na przyszłe zlecenia miejskie. Bo o przyszłość miasta tu nie chodzi. Ale nawet gdyby chodziło o coś tak abstrakcyjnego jak >dobro miasta<, to miejscowy biznes już by wybrał. Gdyby chciał. W prezydenta trzeba podobno zainwestować ok. 100 000 zł (tyle to pewnie w kogoś znanego), może nawet ze 200 , może 300 tysięcy. Portfel inwestycyjny miasta to prawie miliard w ciągu czterech lat kadencji. Co to jest nawet 100 000 euro? Kogo zatem wsparł szczeciński biznes w tych ostatnich wyborach, przytomnych na umyśle czy ograniczonych zarządców? Kto jest lepszy z punktu widzenia szczecińskiego biznesu – mądry czy głupi zarządca?
O jakich biznesach myśli szczeciński biznes, oto jest pytanie. I w robieniu jakich to przedsięwzięć miastotwórczych i dających miejsca pracy przeszkadzają prezydent i radni? Mamy do czynienia z jednej strony z pełnym wyrachowaniem gospodarczym, strategią rozwoju firm opartą na miejskich zleceniach, a z drugiej strony ze spampersieniem szczecińskiej biznesowej dziatwy, która czeka aby ten czy inny prezydent wycierał im nos, pocieszał i zmieniał pieluchy, a może nawet pieluchomajtki. ?Antoni Ptak - powiedzmy umownie - dostał 51 hektarów przy autostradzie. Szczecińscy golfiarze nie dostali tego terenu. Antoni Ptak wyłożył pieniądze na Pogoń, a golfiarze nie. Za kim jestem osobiście ? – za szczecińskimi golfiarzami. Chociaż tak naprawdę nie wiem, czy mają te pieniądze co je mają mieć.
Wizja przegrała z inną wizją popartą jednakże konkretem. Warto to uszanować. Ale z czwartej strony, to dlaczego miasto nie uzbroiło tego terenu i nie sprzedało panu Ptakowi po 150 zł za metr kwadratowy? A zarobionych pieniędzy nie zainwestowało być może w klub sportowy? Czy nie jest rzeczą przykrą, że o symbol naszego miasta (wg wielu ludzi - symbol, chociaż ja o tym nie jestem do końca przekonany – bo właściwie każdy zespół z każdego kraju może być Pogonią Szczecin i kibicom jest wszystko jedno z którego miasta będzie Pogoń nr 3) dbają obcy ludzie – widząc w tym swój interes (czemu nie?), a swoi ludzie (nasz szczeciński biznes) krytycznie marszczą nosy. I znowu obywatele-kibice powieszą psy na prezydencie i radzie, kiedy kolejna Pogoń, zarządzana przez kolejnego geniusza futbolu, czyli Piotrkovia, Huragan, Orły, Flota, Naprzód lub Błękitni nie będzie miała po raz kolejny pieniędzy na obiady dla zawodników. I będą mieli rację ludzie z pomarszczonymi po czoło nosami, że tak to się zawsze kończy współpraca z obcym biznesem inwestującym w kolejną „nową” Pogoń. Zmarszczone, szczecińskie nosy mogły wziąć sprawę w swoje ręce, ale po raz kolejny nie wzięły.A kibicom nawet nie w głowie stworzyć swój własny klub, za swoje pieniądze. Trzydzieści tysięcy ludzi po 1000 złotych to kwota 30 milionów złotych. Za te pieniądze można wystartować.
Ale trzeba je mieć ....
Kolejne stereotypy, to lamenty nad młodymi zdolnymi, którzy opuszczają masowo Szczecin, albo pracują na rzecz innych miast i regionów to syndrom 3H czyli hipokryzji, hipochondrii i histerii. Wyobraźmy sobie „superpatriotę” Bartłomieja Nizioła grającego do kotleta w sercu miasta, na reprezentacyjnym pasażu Bogusława lub pod końskim zadem na placu Lotników. Został, bo serce tak chciało (nie Jego oczywiście tylko mieszkańców miasta). I nic to, że zniszczył swoją karierę, stracił szansę w momencie, w którym powinien ją zyskiwać. Ale zrobił to dla swego rodzinnego miasta. W naszym mieście nie ma rynku pracy dla wszystkich zdolnych. Szczeciński biznes – widać – nie potrzebuje zdolnych lub nie chce im płacić porządnych pieniędzy.
Całe szczęście, że „młode wilki” wyjeżdżają. Gdzie znaleźliby zatrudnienie aktualni pracownicy magistratu, urzędów, TBS-ów, zakładów, szkół, skąd wzięli by etaty dla kadry partyjnej nasi liderzy polityczni? Dziękujcie im pracownicy samorządowi, że wyjechali. I wasze rodziny też niech podziękują.Widocznie zdolnych ludzi, tych „młodych wilków”, miasto – podobnie jak biznes - nie potrzebuje. Czy jest miejsce dla tych zdolnych co chcieliby zostać – nie wiadomo.
Jakie to ma znaczenie, czy są elity czy ich nie ma? Będą pieniądze w mieście to elity przyjadą. Część wyjedzie jak się znudzi, a część zostanie. Pogadajmy raczej na czym można zrobić pieniądze, na czym robi się pieniądze w świecie? Co może być szansą dla Szczecina? Stare czy nowe gałęzie przemysłu? Czy są warunki aby powstała szczecińska krzemowa dolina??Autorzy tekstu* – Wojciech Lizak i Zbigniew Pluta zachowują się trochę jak Robinson z wyraźnie zaznaczoną mentalnością kolonialno-elitarną, któren to Robinson, jest uprzejmy wydzielić kilka lekcji w obecności pomalowanego w łowickie pasy Piętaszka euroksywka Friday. ?Pogadajmy czy buduje się, kształci ten szczeciński korzeń na którym miasto zbuduje swoją przyszłość. To co, że z butów od Armaniego wystaje poleska czy mazowiecka słoma? Jakie to ma znaczenie tak naprawdę?Frak dobrze wygląda na właścicielu dopiero w trzecim pokoleniu.
*Tekst to odpowiedź na artykuł o szczecińskich elitach w Gazecie Wyborczej.