Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Potknęli się
Adam Hofman, o hejterach z Ministerstwa Sprawiedliwości; w sieci, w mediach. sierpień 2019

Pewne rzeczy się wie. Taka praca, żeby wiedzieć, wywodzi swoje Różowa Pantera; idąc dalej no właśnie, idąc dalej… Żeby się orientować w sytuacji państwa i społeczeństwa, trzeba obserwować rzeczywistość. W wieku emerytalnym będąc, rzadko kiedy można dać świadectwo. Częściej dajemy odpór. Zbyt mało rzeczy przyzwoitych spotyka się na tym świecie. Ale raz przynajmniej się zdarzyło na sto lat.

Moje liceum obchodziło 100-lecie powstania i z tej okazji, z wielką ciekawością wiele osób chciało się obejrzeć. Kiedy pod wieczór, wszyscy się jakoś rozpoznali, mniej więcej zagnieździli, miejsca zajęli, to zaczęliśmy się obwąchiwać. Jeszcze nie te czasy żeby się bać, strachu przed nieznanym nikt nie odczuwał, ale warto było wiedzieć, kto kim się stał przez te 40 lat. I padło pytanie o księdza-preceptora, który w parafii zajmował się nami-ministrantami na przełomie lat 60/70. Czy Ksiądz Chrz. już wtedy to wiesz, ten tego, do was się dobierał? Trudno było się spodziewać takiego pytania, skoro wszyscy w Ostrowi Mazowieckiej wiedzieli o tym, i to od 20 lat, że coś złego stało się z tym księdzem po przeniesieniu do Łomży. A może i wcześniej już po moim wyjeździe na studia. Wtedy kiedy byłem ministrantem niczego złego sobie nie przypominam, a było nas ze trzydziestu – aspirantów, ministrantów i generałów. Tak też zaświadczyłem. Nie wiem, czy mi wtedy uwierzyli; w przyszłym roku kolejny zjazd w maju. Pytań ale i opowieści może być więcej. Podobno właśnie w Łomży objawiły się skłonności pedofilskie księdza Chrz. Jest, było w Ostrowi Mazowieckiej takie powiedzenie – „Dogadzał jak ksiądz Magdzie” i były – za przeproszeniem „nagie fakty” przy naszej ulicy Kościuszki, jak to sąsiadka ogrodami trafiała do księżowskiego pokoju, a czasem i za dnia, prosto z ulicy. Nam nie nowina.
Młody człowiek, co do kościoła raczej nie chadza, na film „Kler” też nie pójdzie. Wg niego film zapowiada się jako zbyt schematyczny i sensu specjalnego nie ma żeby pójść. Liczy, że będzie mógł pójść do sądu i posłuchać zeznań. Jest kolekcjonerem różnych hipokryzji i czeka na te autentyczne, sądowe, bo jak słyszy opinie, żadną miarą takich autentycznych w filmie nie doświadczy. Podobno jeden z oskarżonych w procesie o pedofilię zeznał, że mieszkając ze swą kilkunastoletnią ofiarą w różnych parafiach w jednym pokoju, nigdy żadną miarą nie był upomniany przez proboszczów. Nikt mu z powodu widocznej zażyłości i intencji, uwag nie czynił. Matka ofiary zeznała, że to święty człowiek i nie godzi się na taką duchowną osobę donosić.
Kolega z roku, zwrócił mi uwagę na to, że jest coraz mniej ministrantów. Jak jest mniej powołań to i mniej ministrantów. O czym to świadczy – o nieufności rodziców, nieufności tych młodych chłopców i dziewczynek?
Film „Kler” wg wielu widzów, jest workiem, do którego reżyser wrzucił wszystkie niegodziwości jakie można było spotkać na plebaniach. To jest zbyt daleko idące uproszczenie i uogólnienie. Zajmijmy się konkretnym przypadkiem tej kilkunastoletniej dziewczynki. Jeżeli nawet bez zbytniego naturalizmu kolejny reżyser opowie nam o tej czy innej ofierze czy ofiarach, to ten „konkret”, ten być może dokument, będzie łagodniejszy? A może cieplejszy w swej wymowie? Dzień po dniu, mieszkanie po mieszkaniu, pielgrzymki, parafie.
Na żaden z tych filmów nie pójdę, nie potrzebuję ani tych emocji ani tej wiedzy.
Wiedzieliśmy o tym wszyscy. Opowieść pana Smarzowskiego nie wnosi nic nowego. Ale może dopiero fikcja z udziałem aktorów przekona nas, że wszystko jest nie takie, jak być powinno. Bohaterowie z krwi i kości nie przekonali nas, realistyczne reportaże też nie, nasza wiedza nas nie przekonała, że działy i dzieją się rzeczy straszne.
Wojciech Smarzowski to Stanisław Bareja XXI wieku, teraz jego opowieści mogą być uznane za uproszczenia życia codziennego. Carpe diem. Za lat 40 – czego nie doczekamy – będą autentycznym świadectwem, dokumentem kultury naszych czasów. Filmy tych obu twórców to relacje – „dzień jak co dzień”; dlatego takie są jaskrawe, i chłodne jednocześnie. Przepraszam cię szlachetny imienniku, ale dziś nie pójdę…
Może, kiedyś z kubkiem ziółek, raczej za dnia, żeby nie przed snem – obejrzę.

Wojciech Hawryszuk, 7 – 9 października 2018