* Wczoraj Warszawa. * Koledzy sprzed lat.* Dworzec w stylu carskim * Już czwartek * Shaft *
16 lipca
Wczoraj Warszawa. Dawno nie byłem. Spotkanie z kolegami sprzed 30 lat. Kazimierz Brzózka, zwany Hyrem, jako że na lekcji religii odpowiedział katechecie po niemiecku, że jest obecny. Admirator zespołu Skaldowie, czym się w tamtych czasach wyrózniał. Kiedyś jego Mama, ś.p. Pani Brzózkowa poratowała nas (hacerzy na wędrówce po Mazowszu) martwym zwierzęciem, które w chódzie czyli studni czekała na nas głodomorów.
I Tadeusz Milik, klub "Spirala" na Famie, judoka, a teraz od lat w branży turystycznej. Spotkanie zupełnie nieoczekiwane podczas konferencji turystycznej. Myslę, że mnie jednak nie pamięta, chocoiaż bardzo się starał. Warszawa, to jednak jakiś styl, przynajmnie ta lewobrzeżna. Te znam trochę. W przeciwieństwie od innych osób - lubię to miasto. Dobra herbana w piwnicy na starym mieście, i czekolada - pierwszy raz piłem - u Wedla. Cicerone - Różowa Pantera, zaprzyjaźniona, do zejścia na peron włącznie.
Pociąg do Szczecina jeździ przez Bydgoszcz. Bardzo się zdziwiłem koło 2.00, kiedy zobaczyłem nieznany dworzec w stylu carskim.
17 lipca
Strasznie szybko to wszystko się dzieje. Nie ma czasu zmienić daty w kalendarzu.
Dobra rozmowa, taka normalna, o ważnych sprawach potrafi wiele zmienić w nastroju i w nastawieniu. A to tylko kilka słów, kilkanaście minut.
Kilka dni temu użyłem starego, dobrego określenia, że ktoś prowadził ze mna dialog "o siedmiu zbójach" i młodsza osoba nie zrozumiała przenośni. I sytała o jakich konkretnie zbójów chodzi, i niemalże dlaczego jest ich siedmiu. Zaskoczony - wyjaśniłem - że chodzi o rozmowy o niczym, lub nie na temat typu (to ulubione powiedzonko Marka Kazany - "typu") zum Beispiel "o samolotach", "o ruskich czołgach", "o dupie Maryny". Przejrzystoś metafory to ważna rzecz w dialogu. Innych takich jakoś nie pamiętam.
19 lipca
Gitara z "kaczką", napięcie, to był dla tylko utwór muzyczny z filmu "Shaft". Na owe czasy, chyba początek lat 70-tych, nowoczesne granie Isaac'a Hayes'a. Soul w filmie fabularnym wykorzystano w takim stopniu po raz pierwszy. Podobnie aranzował utwory Andrzej Korzyński. I TCM dostarczyla mi obraz nawet o tym nie wiedząc. To "czarna" wersja "Bullita", gdzie nie wszystko jest zgodne z prawem ale prawu, czy też sprawiedliwosci słuzy. Nowe amerykańskie podejście do kryminału. Kolejne wersje przygód Johna Shafta, to już nie to, jak zwykle. landrynkowo-prostackie. I oto pojawia się John Shaft (Cool black private eye) ponownie. Posiwiały i papuśny, w roli takie sobie niemrawwego przestępcy przypadkowego. Przypominam nazwisko aktora - Richard Roundtree. Zawsze mnie ciekawi ten czas zapomnienia. Co robi taki gwiazdor przez 30 lat, a my tutaj nic nie wiemy? Nie znamy po prostu tych blisko 30 ról filmowych. http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_Roundtree