* Spacerów ciąg dalszy * Mir domowy i łatwa demokracja * Kanigraf czyli o psach wielokrotnego użytku *
19 maja
Spacery mają miejsce nadal. Przeważnie są poranne.
W budynku i w kościele miała miejsce akcja z telewizją francuską i proboszczem. Telewizja zrobiła najpierw przebitki w kościele i przed kościołem, a następnie postanowiła spytać proboszcza, czy to prawda, że jest czy też był pedofilem. Taka sztuczka podobna do pytania - Czy przestał pan już bić żonę? Będziemy długo czekać na polski dokumentna temat pedofilii polskich duchownych i wszelkich nieszczęść z tym związanych. Podczas zjazdu licealnego spytano mnie, czy ksiądz opiekujący się ministrantami w Ostrowi Mazowieckiej zdradzał zainteresowania seksualne nami ministrantami. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nic takiego nie miało wtedy miejsca. Pytano, ponieważ ów nasz preceptor o takie praktyki został oskarżony kilkadziesiąt lat później. Przykro mi, że doszło do takiej sytuacji, bo zachowałem Go w dobrej pamięci.
Ludzie wiedzą, kim jest i kim był, i jak się zachowywał w swojej poprzedniej parafii ksiądz, którym zainteresowała się teraz telewizja. Nie uznaję dziennikarstwa z postawioną na początku tezą. Ale przecież to nie była akcja dziennikarska, nie chodziło o problem, tylko o sensację. Dokumentu nie zaczyna się od dwuznacznej awantury. Trudno powiedzieć jak to było na plebanii w Dąbiu. Czy zakłócono mir domowy, czy nie. Zbyt łatwo przyklejają się do człowieka pomówienia, żeby ogłaszać publicznie tezy o pedofilii. Najgorsze jest to, że wszyscy o tym wiedzieli, a trzeba było francuskiej telewizji, żeby postawić pytanie Kurii, co zamierza w takiej sprawie zrobić.
Nie wiem czy ktoś powie dobre słowo za proboszczem z Dąbia czy nie. Prokuratorów w tej sprawie będzie wielu. Być może będą mieli rację, co wykaże śledztwo. Nie ma przedawnienia w takich sprawach. Ale nie wszyscy księża to pedofile. I nie wszyscy księża chcą zamiatać takie sprawy pod dywan w imię dobra Kościoła, zapominając o ofiarach tych cichych tragedii. To kolejna, przykra sprawa. I niestety, mogą być następne, zwłaszcza, że nie trzeba kamery i czasu antenowego żeby opublikować kompromitujące ludzi materiały. Jest Internet. I wiele osób nie zawaha się go użyć, jeżeli jedyną reakcją na fakty będzie głębokie ubolewanie. I wyrazy solidarności z ofiarami.
19 maja
Zbigniew K. sprzeniewierzył 2000 psów. Złapał łącznie 3500 psów z czego przekazał do schroniska przekazał 1277 sztuk. Wychodzi na to, że łapał ok 20 sztuk dziennie tylko poza Szczecinem. Za złapanie otrzymywał 1000 złotych. Dziennie zatem, średnio zarabiał 20 000 złotych. W kilku gminach za odebranie psa ze schroniska otrzymuje przyszły właściciel 1000 złotych. Czyli jeden bezpański pies kosztuje gminę 2000 złotych. Becikowe jak się patrzy. Podobno w jednej gminie łapał, a w drugiej wypuszczał. Oczywiście w tej, w której z którą miał umowę. Wypuszczanie psa w gminie, z którą nie miał umowy na łapanie psów, było bez sensu, bo musiałby tam jeździć i łapać. A wystarczyło, żeby miał obowiązek sporządzania zdjęć opisywania biedaka oraz stosowania urzędowego GPS-u. Na mapie oznaczałby miejsca pojmania. Taki rodzaj kanigrafu.