Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Nie ma znaku równości między lewicą, a postępowością.

Grzegorz Kołodko FpF TVN24 9 grudnia 2014

 

(32) Bogolepcy 8:23 AM

Właśnie zostałem okadzony. Pan, który prowadzi kafejkę, jak co rano ładnie posprzątał po czym okadził firmowy ołtarzyk, komputery, i mnie nie pożałował. Przy okazji zajrzał co piszę. Wydawał się być zadowolony z tego listu. Jeśli się komuś nie podoba to pretensje do Pana z kafejki. On zaakceptował i powiedział, ze mogę wysyłać więc wysyłam.

W dniu wyjazdu z Pokhary, o szóstej rano pokazała się nam Anapurna. Jonasz był tak zaspany, że do dzisiaj nie wie czy mu się śniła. No to już Indie. Indie stare i znajome. (Jonasza jest to druga wizyta w tym kraju, moja któraś tam). Z Indiami to jest tak: że mówię sobie że już tu nie wrócę, a potem strasznie ciągnie. Jonasz chyba też to załapał.Już w  Nepalu jest inny klimat niż w Chinach i Tybecie. Ale zbliżając się do granicy nie ma się wątpliwości, ze to indyjski subkontynent. Od razu gorąco i parno, ilość wypitych butelek wody mineralnej gwałtownie rośnie .
Ale to nie najważniejsza różnica. W Nepalu parę metrów przed granica jest coś niepokojącego. Im bliżej granicy tym bardzie wiadomo, ze Nepal już się kończy. Nagle robi się płasko. Samo przejście graniczne praktycznie jest niewidoczne. Nagle indyjski żywioł uderza z cala siłą. Hałas, ruch,
charakterystyczny "porządek" i  zapach. Nie, nie śmierdzi, raczej słodki zapach. Wydaje się ze ten chaos jest nie do ogarnięcia, jednak ma on swoje prawa. Które po pewnym czasie stają się trochę zrozumiale.
Po 367 pytaniach skąd jesteśmy, 402 pytaniach czy Jonasz jest moim synem po 67 propozycjach skorzystania z rykszy, niezliczonej ilości propozycji biznesów nie do odrzucenia i próbie okantowania nas na bilecie dotarliśmy do dworca kolejowego w Gorakhpur. Tu muszę powiedzieć żeby było nam łatwiej, co sto pytań zamieniamy się z  Jonaszem. Przez pierwsze sto pytań Jonasz jest moim tata, a ja synem, potem na odwrót. W ten sposób równo dzielimy trudy ojcostwa, a i ja mogę poczuć, że to nie tak łatwo być dzieckiem. Podobnie by nie nadwerężać Naszej Ojczyzny, jesteśmy codziennie z innego kraju. Stąd wiemy jak to jest być z  Grenlandii i że Mongolia to piękny kraj, przynajmniej tak mówią hindusi gdy słyszę skąd jesteśmy. Jonasz trochę się rozpędza i  chce być z Marsa, ale się nie zgadzam, bo będzie (mi) Obcy.
Na dworcu bilet kupić nie łatwo. O tym i o podróżach indyjskimi kolejami pisałem w zeszłym roku wiec żeby się nie powtarzać dla tych co nie czytali prześlę jako list 32a, tych co czytali przepraszam za powtórki. Gdy zdobywałem bilety Jonasz w tym czasie zaprzyjaźnił się z krową spacerującą po hali dworcowej i wysłał w świat miśka, o którym opowiadał jak bardzo ożył w ręku indyjskiego dziecka. Do odjazdu zostało nam ponad piec godzin. Jako fani indyjskiej kuchni udaliśmy się na miejscowe smakołyki. Napełniliśmy się: Malaj Kofta, rodzajem pulpecików z miejscowego sera - panir, pływających w pysznym sosie z rodzynkami, Jonasz wybrał bardzo wyrafinowane danie - jajka na twardo w sosie curry. Nie samymi jajkami żyje człowiek, wiec odciągnąłem Jacha od jajek na mały spacerek. No i opłacało się oderwać od jajek bo spotkaliśmy ... bogów. Tak. Bogów. Przebywali w zbudowanych z bambusowych drągów wysokich konstrukcjach. Oni nie tylko tam przebywali, oni tam powstawali. I  tu jeszcze jedna różnica między naszymi światami. My wierzymy że to Bóg ulepił z gliny człowieka, a tu człowiek z gliny lepi Boga. I to nie jednego. Cale rzędy zwłaszcza indyjskiej Durgi, która wymachuje dziesięcioma rekami, i  obnaża swe piersi. Czyż nie piękniej by było gdyby rąk było dwoje, a piersi...? Ale o tym nie nam decydować. I tak poustawiani w  rzędach herosi walczą i napinają się że aż glina pęka na ich muskularnych klatach. Boginie wirują w tańcu. Tylko lew nie jest taki groźny, bo ktoś zarzucił mu na głowę stara szmatę i w takim stroju nikogo już nie wystraszy. Wokoło bogów uwijają się zastępy rzemieślników. Jeden kręci ze zmieszanej z  glina słomy kudłatą grzywę lwu, by mógł nią groźnie wstrząsać. Inny ulepił cały szereg zaciśniętych pięści, by w  odpowiedniej chwili spadły bezlitośnie na wroga. Pod pędzlem innego różowieją piersi bogini. Musza się śpieszyć, bo za niecały miesiąc święto Durgi. Bogowie muszą zdarzyć wygrać swój boski bój. A i ich śmiertelni twórcy, niechybnie wygrają swa zapłatę.
Jonasz przechadzając się po tym placu boju zauważa, ze podobne jest to wszystko do walki minotaurów i do Herkulesa. Nieświadomie odkrywa nasze wspólne pra-indouropejskie korzenie, nie studiując religioznawstwa.
W  pociągu jak to w pociągu. Na sama myśl o zbliżeniu się do niego nami trzęsie. Ale o dziwo, udało się. Tzn. wpakowaliśmy się do korytarza w sliperach. I o dziwo (pierwsze) nas nie wywalili. Szacowne towarzystwo dwóch młodych sadhu - świętych mężów, włóczących się bez celu, tfu co ja pisze, w bardzo ważnych świętych sprawach po kraju, i wielkich karaluchów umila nam
pierwsze godziny jazdy. O dziwo (drugie) konduktor wiedząc, ze nie mamy właściwych biletów, daje nam dwie leżanki. I w tych niewymownie ekskluzywnych warunkach spędziliśmy miło 17 godzinna podróż. W tym czasie świadkowaliśmy, 24 poważnym awanturom, w tym 7 rodzinnym, 68 mniejszym, 54780 wrzaskom, i tyleż samym klepnięciom, poszturchiwaniom, popychania. Hindusi są specjalistami w tego typu zachowaniach względem siebie-chyba ich uczą tego w szkole. Ciekawe twarze. Wielu podróżnych ma ciekawe twarze. Szczególne wrażenie robią na mnie twarze żebraków - gapowiczów. Nic nie posiadają, tylko parę szmat na sobie i niezwykle szlachetny wyraz twarzy. Ich przeciwieństwem są mundurowe służby, wojsko, policja. Ci posiadacze palek - bo tu każdy ważniak posiada pałkę drewniana, (swoją drogą to wyrób tych pałek musi być ważna gałęzią przemysłu zbrojeniowego) mają twarze co tu dużo mówić: nieszlachetne.W Delhi nasz pobyt ogranicza się do pochłaniania wyrobów indyjskiej kuchni i znalezienia drogi powrotnej do domu. Lądem już chyba jest nie możliwe.
Jak na razie to nic super taniego nie znaleźliśmy. I się złościmy, bo w Katmandu było znacznie taniej choć wszyscy mówili, że to Właśnie w  Delhi będzie taniej. Przypuszczam, że to pośrednicy, jak to jest w  indyjskim zwyczaju pragną sobie zarobić. Na razie do Wiednia znaleźliśmy dla mnie 365, a dla Jonasza 305 $. Samolot jest już we wtorek rano, ale chyba na niego
nie zdążymy. Jeszcze nie mamy tyle kasy. Wprawdzie Mateusz i Jacek organizują pomoc, ale nawet jak się uda uzbierać to przesłanie tej kasy może zająć chwilę.
Jeśli jeszcze chcecie coś zamówić w naszym egzotycznym sklepie, to prędko, "bo za minutkę zamykamy budkę". Parę osób wyrażało zainteresowanie chustkami (rożne materiały, wielkości), to ostatni moment. No i kapy, narzuty. "Tanio, okazja, gorąco, polecam." Przypomnę: chustki 25-60zl. (Konieczna konsultacja mailowa, co do materiału wielkości i koloru.) Narzuty - 110zl.

Jonasz i Romek z misiami z podróży