W powodu cen biletów nie zdecydowaliśmy się jechać koleją transsyberyjską.
W Moskwie mówiono nam, że to beznadziejna sprawa. Ale ruszyliśmy. Z myślą, ze moze w połowie drogi przesiądziemy się w pociąg.
Poszło nieźle. 6 dni. Ale było ciężko. Stop
poprawnie, ale pogoda dala w kość. Drugiego dnia pod Nowogrodem,
gdy spaliśmy pod tirem zalała nas ulewa. Wszystko mokre. Deszcz,
zimno, wiatr, +9 stopni. Gdy łapaliśmy Jonasz był ubrany we
wszystko co mieliśmy. Ja miałem tylko koszule i stałem w krótkich
spodenkach (i to był sposób na stopa, bo kierowcy
zatrzymywali sie zapytać się czy mam długie spodnie). Gdy
mijaliśmy Ural czuliśmy sie jak zesłańcy. Jonasz pomimo małych
zwątpień trzymał się nieźle. Dał rade - maładioc!
Rosja to
przestrzenie. Wielkie rzeki. Wołga, Irtysz, Ob, Jenisiej. Jonasz
kwitował: "Odra jest większa".
Lasy. Wszędzie brzozy.
Wioski jak sprzed stu lat. Drewniane domki, a przed nimi poukładane
brzozowe kawałki drewna na opał, na zimę. Drogi pomimo, że główne
często nie miały asfaltu. Jak z folderu turystycznego.
Ale
najważniejsze to ludzie. Siergiej kierowca, z którym
jechaliśmy trzy dni. śpiewał nam Wysockiego. Mówił, że ma w domu 20 taśm szpulowych Włodzimierza Siemionowicza.
Jeden z
kierowców przewiózł nas 400 km i powiedział gdy
weszliśmy do kabiny: "zamarzlibyście". Gdy wysiadaliśmy:
"szczesliwa. Doswiedania." I nic więcej. 400 km!
Kierowca
30 letniej rozsypującej się Lady z dziurami w podłodze pędził,
że zamykałem oczy i trzymałem się fotela. On częstował
wódką.
Nawet królowe przydrożnych jadłodajni, w
upiętych w przedziwny sposób włosach (zgodnie z panującą
tu modą), na których obliczach uśmiech nie gościł od
czasów uczestnictwa w pionierskch czynach (a było to dawno),
na widok Jonasza oblicz ich rozpromieniały się. I mówiły:
"Kak taka mała myszeńka w taki daleki świat".
Nocą w jednym samochodzie grało rosyjskie radio. Nagle Seweryn Krajewski
śpiewa : "bo za jedna, sina dala, druga dal(...) nie
spoczniemy...". Kierowca radio na maxa, my śpiewamy i skaczemy
razem z Sewerynem. Nigdy bym nie przypuszczał, że tak się będę
cieszył na tego wykonawcę. Wzruszenie i emocje jak na mistrzostwach
graliby "mazurka".
Na jednej ze stacji benzynowych
spotkaliśmy parę ze Szczecina, która przyjechała na
motorze.
W Irkucku śpimy w polskim kościele.
Jutro kończy
się nam wiza, na granicy z Mongolią będziemy pojutrze czyli
spóźnieni jeden dzień.
Kolejny list z Ułan Bator pewnie
za tydzień.
Widzieliśmy że nowa osoba wspomogła nasza
wycieczkę (zwłaszcza permit do Tybetu).
Wszystkim bardzo
dziękujemy. Miło bardzo dostawać listy. Przepraszamy, że nie
zawsze odpisujemy. Na internecie jesteśmy bardzo krotko. Ale dzięki
za wszystkie listy. Bardzo nam miło.
jonasz i romek z misiami z podrozy
28
lipca 2006 13:14