* Przeprowadzka - ciąg dalszy * Poniedziałek - kryzysowy * Kilka zdjęć * Kadłub przy nabrzeżu wyposażeniowym * 4 czerwca *
2 czerwca
Mieliśmy się przeprowadzać dzisiaj, nie mówiąc o sobocie, ale gdzie tam. Umowy nie ma - nie ma prądu. Sąsiedzi - co tam gadać - ale znalazło się dwóch, co prądu dali wiaderko. Z parteru i z 3 piętra.
Cała komuna to dwa adresy - Śląska 51 i Kaszubska 12. Zaniedbanie, niszczyciele w mieszkaniach, brak gospodarza. Elementy drewniana na klatce schodowej - odcięte piłą. To musiał być piękny dom. I pewnie będzie za kilka lat, kiedy przestanie rządzić żulia, a obywatel śpiący na strychu nie będzie godzien szacunku. Bo nie powinien.
W podwórku rośnie wielki jawor, to też jakieś świadectwo ludzkiej zaradności, miłości do przyrody, i nadziei, że nie wszystko stracone, bo jawor "przetrzymał" żulię i pomysły wszelkich administracji. I gdyby jeszcze nie było tych samochodów na podwórku.
Poniedziałek kryzysowy był, bo życie - przynajmniej od miesiąca - na paczkach, kartonach, złożone szafy, tu malowanie, montaż pawlacza. Rewolucja i zniechęcenie. Ni tu dom, ni tu chałupa.
4 czerwca
Uzbrajamy mieszkanie, powstają piękne sosnowe regały, rozprowadzamy internet.
Ten rok jest rokiem ogórkowo-rabarbarowym. Babcia złapała rytm, i ekipy uzbrajające i noszące - mają ogóra i szmalec ze skwarkamy do dyszpozycji. Są kompoty, zupy i kisiele rabarbarowe. Wiosna zaczęła się wiosennie.
Czy te 20 lat były dla mnie łaskawe? Urodziły się moje dzieci, co dało mi spokój ducha. Dzieci to nie sprawa polityki. Czy czegoś się nauczyłem - właściwie to nic nowego mi ludzie nie powiedzieli. Nie powiedzieli politycy, moraliści, etycy i etyczki, i nie powiedzieli zwykli ludzie. Chylę czoła przed ich pracą, zaangażowaniem w biznesy, umiejętnością robienia pieniędzy - tego im autentycznie zazdroszczę. Te umiejętności moich rodaków trzyma naszą ojczyznę przy życiu. Rozgoryczenie - raczej mocno podbudowany sceptycyzm. Ja się nie zawiodłem. Pytałem wiele osób podczas I zjazdu Solidarności artystów i X.Tischnera, skąd tyle cnoty w ludziach, którym było wszystko jedno. Czy jest Matka Boska czy jej nie ma, czy jest ORMO czy go nie ma. Gdyby w zakładowych bufetach były schabowe za 50 groszy, nie byłoby żadnej rewolucji, a Lech Wałęsa dorabiałby na naprawie telewizorów, co jest i było zajęciem intratnym. Teraz mniej, bo zepsute telewizory się wyrzuca.
W miarę mają poukładane w głowach te moje dzieci, wszystko przed nimi. Najważniejsze, że jest z kim pogadać, bez wychodzenia z domu.