* Grzybobranie się udało * O Okrajniku i o Mediolanie * Awantura o nazwę GRAMY *
7 października
Z Beskidów.
Nie było książek u Stacha, bo się jeszcze tak na dobre nie przeprowadził. Znalazłem zebrane dzieła GHG i zajrzałem. Była Biblia ale to może na inny stan umysłu. Po raz pierwszy od dwudziestu paru lat mam pięć dni swobody, nie tyle swobody co samotności, i to w Beskidach. Barania Góra z lewej, Pilsko w oknie, przy prawej framudze. Spakowawszy pliki w pożyczony laptop, z nadzieją na poważniejszy rachunek sumienia, przybyłem do Okrajnika. Mała wieś ale krowę mają. To znaczy że porządna. Mleko żółte jak mleko. Rzecz zupełnie nieznana wielu narodom, a kolejna bardzo pożyteczna.
Przy oszalowanych fundamentach, przy deskach właściwie, czekających dopiero na beton, nie ma rowerów, Są samochody. Kiedy przyjechałem w nocy mocno pachniała maciejka a takoż trawy, rośliny pogardliwie nazwane zielskiem, niepotrzebne, niezrozumiałe, kopane i cięte z niechęcią. Ale dające wszelkie możliwe aromaty. I cicho tu po zmierzchu, o zmierzchu, tylko psy szczekające zaświadczają obecności cywilizacji.
Świetny pomysł promujący polską prapremierę filmu „Jestem miłością” „Mio sono d’amore’; "Trójka" wyruszyła śladami filmu do Mediolanu, gdzie rozgrywa się akcja obrazu. Spotkają po drodze restauratora Carlo Cracco, >stylistę posiłków filmowych<, ten najgorszy uczeń szkoły hotelarskiej, ma swój stolik szefa kuchni przy ul. Victora Hugo.Najlepsza wmieście.
Hasło trójkowe: Tanie danie niesłychanie zjemy dzisiaj w Mediolanie.
Lisicki odkrył swoje grzybowe tropy w okolicy Dominikowa. Po raz pierwszy znalazłem sarny, kawowe kolczaki, piękne, rosą w dużych koloniach. Pogoda jak na zamówienie, piękna jesień. Ciągle brak satysfakcji znalezienie największego borowika.
Kancelaria adwokacka, z braku chyba innych sukcesów, postanowiła w imieniu GRAMMY wytoczyć nam proces o nazwę GRAMY.

